Jarek Szubrycht („Gazeta Magnetofonowa”) – wywiad

Autor: Bartosz Pacuła
Zdjęcia: Łukasz Jaszak (nr 1), „Gazeta Magnetofonowa” (nr 2-3)

 

Winyle już raz pogrzebaliśmy, kasety też – i jak widać wróciły. Radio miało zabić koncerty i teatry, telewizja miała zlikwidować kino, a internet miał zmieść z powierzchni ziemi to wszystko razem wzięte” – tak na pytanie o przyszłość magazynów drukowanych w cyfrowym świecie odpowiedział mi Jarek Szubrycht, jeden z najbardziej znanych i cenionych dziennikarzy muzycznych w naszym kraju. Moje pytanie, choć istnieje na nie bardzo prosta i jednoznaczna odpowiedź (patrz wyżej), wcale nie było głupie – obecnie na polskim rynku trwa przecież prawdziwa ofensywa wysokiej jakości drukowanych periodyków (znany czytelnikom Music to the People „Noise Magazine” czy „Pixel” o grach komputerowych), które starają się wywalczyć swoje miejsce i pozostać na rynku na dłużej. Teraz do tych magazynów dołączy, miejmy nadzieję, następne, niezwykle ciekawe przedsięwzięcie – „Gazeta Magnetofonowa”, którą kierować będzie Jarek Szubrycht. Póki co pisma nie ma jeszcze w sprzedaży; wszyscy polscy melomani mogą jednak wesprzeć ten projekt za pośrednictwem platformy Polak Potrafi i dać mu szansę. Ja zrobię to przy pierwszej dogodnej okazji – i Wam wszystkim też radzę. Wychodzi bowiem na to, że na naszych półkach już niebawem może pojawić się coś naprawdę świetnego.

Pasek - kreska

Nieco ponad rok temu na rynku zadebiutował kwartalnik „Noise Magazine”. Dobra jakość wydania, ciekawe teksty, jasno sprecyzowana grupa odbiorców. Czy to właśnie sukces pisma Łukasza Dunaja zachęcił Was do spróbowania swoich sił z czymś podobnym, tj. z wydawaniem periodyku dla koneserów?

Być może działania Łukasza podziałały na mnie w jakiś sposób mobilizująco, ale pomysł, by stworzyć pismo o polskiej muzyce pojawił się w mojej głowie już wcześniej, dobrych kilka lat temu. Chciałbym też przy okazji wyjaśnić, że nie będzie to tytuł dla koneserów, ale dla wszystkich ludzi choć trochę zainteresowanych muzyką. Chcemy więc pisać o rzeczach ważnych i poważnych, ale przystępnym językiem.

Wyjaśniłbyś naszym czytelnikom genezę tytułu „Gazeta Magnetofonowa”?

To po prostu gra słów – połączenie „gazety” z „kasetą magnetofonową”.

Jakie główne założenia będą stały za „Gazetą Magnetofonową”? Jakiego typu tekstów możemy się spodziewać? Mówiąc krótko: jaką filozofię sobie dorobicie? :)

Proszę spodziewać się tekstów wysokiej jakości, pogłębionych, wnikliwych. Takich na które w internecie zwykle nie ma czasu ani miejsca. Będą formy tradycyjne, jak wywiady i recenzje, ale będą też dłuższe teksty analityczne albo – dla przeciwwagi – rankingi czy nowe, wymyślone przez nas, formaty. Sposób ujęcia materiałów będzie taki, żeby można było do nich wracać, żeby się szybko nie dezaktualizowały – papier nie ma tempa internetu, więc nie będziemy się ścigać z siecią na newsy, za to zadbamy o szeroką perspektywę.

Czy pokusicie się o jakiekolwiek oceny płyt pod kątem jakości dźwięku?

Jeżeli pytasz o produkcję – tak, to często jest element oceny materiału muzycznego.

Dlaczego zdecydowaliście się na formę kwartalnika? Wiem, że sporo znakomitych (nie tylko muzycznych) magazynów ukazuje się właśnie co trzy miesiące. Co w tym okresie jest takiego, że sięgają po niego – bardzo często – najlepsi?

Cykl kwartalny pozwala na odpowiedni dystans i selekcję materiałów, ale powód jest również pragmatyczny – na tym etapie nie jesteśmy w stanie rzucić innych zajęć, więc nie moglibyśmy przygotować tak dobrego magazynu w cyklu miesięcznym. Ale jeśli „Gazeta Magnetofonowa” się przyjmie, jeśli i czytelnicy, i reklamodawcy za nią pójdą, z przyjemnością zwiększymy częstotliwość, bo jest o czym pisać.

Czemu postanowiłeś wystartować z „Gazetą Magnetofonową” poprzez platformę PolakPotrafi.pl? Przecież w ostatnich miesiącach tego typu akcje crowdfundingowe, po kilku spektakularnych klapach na Kickstarterze, nie cieszą się już taką popularnością jak kiedyś. Nie bałeś się, że taki ruch może zostać źle odebrany przez fanowską brać?

Nie śledzę tego, co na co dzień dzieje się na Kickstarterze czy innych platformach crodfundingowych, ale klapy zdarzały się zawsze, podobnie jak sukcesy. Jaka byłaby moja wiara w „Gazetę Magnetofonową”, w powodzenie tego projektu, gdybym bał się go poddać publicznej weryfikacji? Oczywiście, może się to komuś nie podobać, ale nie ma obowiązku wspierania nas czy kogokolwiek innego. Są za to ludzie – teraz już kilkaset osób – którym na tyle spodobał się nasz pomysł, że chcą mieć w tym swój udział i cieszę się, że za pośrednictwem Polak Potrafi mogę im to umożliwić. Poza tym trzeba pamiętać o jednym – crowdfunding to nie zrzutka na prezent dla mnie, nie fundowanie mi wczasów pod palmami, ale inwestycja. W przypadku tytułu prasowego jest to w pewnym sensie prenumerata, ale oparta nie na znajomości pisma, które się kupuje lecz na zaufaniu do jego twórców. I wszystkim, którzy nam ufają dziękujemy.

Czy Twoje nowe obowiązki redaktora naczelnego wpłyną na Twoją pracę „pozamagazynową”? Pytam, bo działasz w dużej liczbie miejsc, a doba ma tylko 24 godziny.

Cóż, łatwo nie jest. Ale nikt nie obiecywał, że będzie łatwo…

Jesteś autorem kilku popularnych biografii zespołów – powiedziałbyś kilka słów o swoim procesie twórczym? Jak przygotowujesz się do tego typu przedsięwzięcia, jak długo zajmuje Ci praca?

Różnie, wszystko zależy od wybranej formy. Wywiad-rzekę pisze się kilka miesięcy, ale już taką książkę jak Wojna totalna o Vaderze, czy nawet Nie tak łatwo być Czesławem znacznie dłużej, czasem dobrych parę lat (choć oczywiście nie w trybie ciągłym, ale kiedy inne obowiązki pozwalają). W pierwszym przypadku dlatego, że musiałem przekopać archiwa, ale też dotrzeć do co najmniej setki osób, z kraju i ze świata, później jakoś zebrane materiały uporządkować i wreszcie to wszystko opisać. Z Czesławem nie było łatwo, bo obaj mamy dość napięte kalendarze, a poza tym jest to jego opowieść w pierwszej osobie – nie dość więc, że musiałem pozyskać od niego maksimum treści, to jeszcze pamiętać o formie, o jego specyficznym języku. Przygotowuję się gruntownie, ale nie układam dziesiątek pytań – bo pytania to już moja interpretacja życia mojego bohatera. Wolę po prostu pozwolić mu mówić.

Czy masz jakiś dziennikarskich idoli, którymi inspirujesz się na co dzień? Ktoś typu Mick Wall czy David Ritz?

Miałem szczęście – i wciąż mam – współpracować ze znakomitymi dziennikarzami i redaktorami: Tomkiem Słoniem, Bartkiem Chacińskim czy Piotrem Metzem. Nie musiałem więc szukać idoli za granicą, bo od najlepszych na miejscu nauczyłem się bardzo dużo. Ale chciałbym dodać, że podziwiam otwartość i pracowitość Johna Peela, który był raczej popularyzatorem muzyki niż krytykiem – i taka postawa jest mi najbliższa.

Jaka, Twoim zdaniem, przyszłość czeka na magazyny drukowane? Czy są na dłuższą metę obronić się w świecie, gdzie cyfryzuje się absolutnie wszystko?

Nie wszystko, nie wszystko… Winyle już raz pogrzebaliśmy, kasety też – i jak widać wróciły. Radio miało zabić koncerty i teatry, telewizja miała zlikwidować kino, a internet miał zmieść z powierzchni ziemi to wszystko razem wzięte. Może zresztą tak się stanie, ale nie w horyzoncie lat czy nawet dekad – wierzę więc, że przed „Gazetą Magnetofonową” świetlana przyszłość. Zresztą, wersję cyfrową, w formie aplikacji, również planujemy, dla tych, którzy będą chcieli poczytać, ale do papieru nie dadzą się przekonać. Nie planujemy tylko portalu, wersji online.

Czy prasa internetowa (nie tylko portale, ale i magazyny) mają dla Ciebie jakąkolwiek wartość? Jakie są zalety publikowania w internecie, a jakie, gdy artykuł ukazuje się na papierze?

Oczywiście, że mają wartość. Od 1999 roku publikuję w internecie. Byłem w ekipie, która tworzyła od zera portal Interia.pl, pracowałem w Onecie, MySpace, prowadziłem portal T-Mobile Music, obecnie kieruję serwisem Red Bull Muzyka – nie jestem gadem kopalnianym, który chce wydawać magazyn papierowy, bo nie wie, jak włączyć komputer. Chcę wydawać magazyn papierowy, bo internet to szybkość i interaktywność, ale papier oznacza szlachetność, wymaga od autorów większej dyscypliny i selekcji treści, ale też pozwala im na znacznie dłuższe życie, niż te parę godzin share’ów na Facebooku. Zresztą, z jakichś powodów portale i blogi muzyczne przeżywają ostatnio wyraźny kryzys – może odpowiedzi na ich problemy trzeba szukać poza siecią właśnie?

Dziękuję za odpowiedzi!

To ja dziękuję i zachęcam wszystkich do wsparcia nas na Polak Potrafi. Brakuje już naprawdę niewiele!